Wreszcie "setka"
Czwartek, 17 września 2009 Kategoria >100, sam
Km: | 102.58 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:46 | km/h: | 17.79 |
Pr. maks.: | 42.50 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Długo się przymierzałem do tego rekordu i wkońcu pękł. Dramatyzmu tutaj nie będzie. Na nieśmiertelne pytanie Sebastiana Szczęsnego- "Czy dojadą?" od razu odpowiem- tak dojechałem. Z domu wyjechałem o 6:55 i od razu zacząłem żałować, że nie mam rękawiczek bo licznik pokazywał tylko kilka stopni Celsjusza. Co do samej trasy to wybór mógł być tylko jeden- jedziemy "jedynką" :D Dobry asfalt i jak mi się wydawało płaska trasa. Czas to później zweryfikował. Jako, że wycieczka wyjątkowa, postanowiłem chociaż w niewielkim stopniu ją udokumentować. I tak oto zdjęcie złomu, na którym dokonałem wielkeigo jak dla mnie czynu podczas pierwszego postoju w Rudnie.
Tempo nie było zawrotne bo nauczony poprzednimi wypadami wiedziałem, że zbyt szybko nie mogę jechać. W Gniewie zaczyna się fragment trasy przez który jeszcze nie jechałem. I okazuje się, że nie jest aż tak płasko jak w pierwszej części trasy. Cały czas zjazdy i podjazdy. Wiedziałem, ze w drodze powrotnej będzie ciężko. Ale o tym w dalszej części. Na kolejnych postojach odnotowałem międzyczasy na 5:30, 5:17, ale oczywiście taki czas na mecie byłby marzeniem. Wreszcie dojechałem do punktu docelowego, oddalonego od mojego domu o jakieś 51km czyli do Bochlina. Tym samym prezes spędził kilka minut w województwie Kujawsko-Pomorskim.
Czas to 2 godziny i 43 minuty czylli międzyczas na 5:26. No to teraz czas na powrót :P Zatrzymałem się na kilkanaście minut w pobliskim zajeździe. Potem wyruszyłem w drogę powrotną i tutaj zaczynają się schody. Nie dość, że wiatr ciągle wiał w twarz(chociaż nie zawsze był mocny) to wydawało mi się, że ciągle jadę pod górę. Myślałem tylko "Aby do Gniewu, potem będzie z górki". Dotarłem do Gniewu i przypomniałem sobie o bardzo szybkich zjazdach, które wcześniej pokonałem. Teraz pod te zjazdy trzeba było wjechać. Dwa masakryczne podjazdy w Gniewie pod rząd, na których momentami jechałem 12km/h. Mimo to przy postoju za Gniewem zauważyłem, ze jadę na wynik 5:14. Potem było już tylko gorzej. Już w Gniewiem zacząłem "czuć" kolana, ale ostatnie 25 kilometrów do domu było katorgą. Wlokłem się 16-17km/h po płaskim, a z górki niewiele ponad 25. W Subkowach zatrzymałem się n moment w cukierni i wydawało mi się, że siły wracają, ale 500 metrów dalej wszystko wróciło do normy. Jeszcze wcześniej bo w Rudnie zatrzymałem się i położyłem na trawie. Wszyscy kierowcy się na mnie gapili, ale żaden się nawet na chwilę nie zatrzymał. Wreszcie pokonałem rondo w Czarlinie i do domu miałem jeszcze 6 kilometrów. Nigdy wcześniej nie cieszyłem się tak na ten widok:
Jeszcze zebrałem resztę sił i pognałem już swoim zwykłym tempem do mety. Jakoś dojechałem do domu, brudny, zmęczony, obolały, ale przede wszystkim dumny z siebie. Przez ostatnie kilometry czas okazał się słabszy niż zakładałem, ale nie o to chodziło. 100 kilometrów nie było moim celem na ten sezon, ale udało mi się go osiągnąć po 4 miesiacach jazdy. To daje jeszcze większego kopa do jeżdżenia i kupna normalnego sprzętu.
PS: Suma przewyższeń łącznie wyszła ponad 300 metrów czyli dwa razy więcej niż moja wcześniejsza, najtrudniejsza trasa. Po drodze było parę ładnych widoczków, ale nie jestem Krzysztofem Wyrzykowskim zeby wszystko opisywać :D
Tempo nie było zawrotne bo nauczony poprzednimi wypadami wiedziałem, że zbyt szybko nie mogę jechać. W Gniewie zaczyna się fragment trasy przez który jeszcze nie jechałem. I okazuje się, że nie jest aż tak płasko jak w pierwszej części trasy. Cały czas zjazdy i podjazdy. Wiedziałem, ze w drodze powrotnej będzie ciężko. Ale o tym w dalszej części. Na kolejnych postojach odnotowałem międzyczasy na 5:30, 5:17, ale oczywiście taki czas na mecie byłby marzeniem. Wreszcie dojechałem do punktu docelowego, oddalonego od mojego domu o jakieś 51km czyli do Bochlina. Tym samym prezes spędził kilka minut w województwie Kujawsko-Pomorskim.
Czas to 2 godziny i 43 minuty czylli międzyczas na 5:26. No to teraz czas na powrót :P Zatrzymałem się na kilkanaście minut w pobliskim zajeździe. Potem wyruszyłem w drogę powrotną i tutaj zaczynają się schody. Nie dość, że wiatr ciągle wiał w twarz(chociaż nie zawsze był mocny) to wydawało mi się, że ciągle jadę pod górę. Myślałem tylko "Aby do Gniewu, potem będzie z górki". Dotarłem do Gniewu i przypomniałem sobie o bardzo szybkich zjazdach, które wcześniej pokonałem. Teraz pod te zjazdy trzeba było wjechać. Dwa masakryczne podjazdy w Gniewie pod rząd, na których momentami jechałem 12km/h. Mimo to przy postoju za Gniewem zauważyłem, ze jadę na wynik 5:14. Potem było już tylko gorzej. Już w Gniewiem zacząłem "czuć" kolana, ale ostatnie 25 kilometrów do domu było katorgą. Wlokłem się 16-17km/h po płaskim, a z górki niewiele ponad 25. W Subkowach zatrzymałem się n moment w cukierni i wydawało mi się, że siły wracają, ale 500 metrów dalej wszystko wróciło do normy. Jeszcze wcześniej bo w Rudnie zatrzymałem się i położyłem na trawie. Wszyscy kierowcy się na mnie gapili, ale żaden się nawet na chwilę nie zatrzymał. Wreszcie pokonałem rondo w Czarlinie i do domu miałem jeszcze 6 kilometrów. Nigdy wcześniej nie cieszyłem się tak na ten widok:
Jeszcze zebrałem resztę sił i pognałem już swoim zwykłym tempem do mety. Jakoś dojechałem do domu, brudny, zmęczony, obolały, ale przede wszystkim dumny z siebie. Przez ostatnie kilometry czas okazał się słabszy niż zakładałem, ale nie o to chodziło. 100 kilometrów nie było moim celem na ten sezon, ale udało mi się go osiągnąć po 4 miesiacach jazdy. To daje jeszcze większego kopa do jeżdżenia i kupna normalnego sprzętu.
PS: Suma przewyższeń łącznie wyszła ponad 300 metrów czyli dwa razy więcej niż moja wcześniejsza, najtrudniejsza trasa. Po drodze było parę ładnych widoczków, ale nie jestem Krzysztofem Wyrzykowskim zeby wszystko opisywać :D
komentarze
Gratuolacje!
Zobaczysz że za kilka lat setka bedzie u Ciebie 3 razy w tygodniu:D najważniejsze to mieć ze sobą ze 2 czekolady z orzechami i cos smakowego do picia.
Każdy chyba takie cos przeżył...
...wspomnienia pierwszej setki ehhh kundello21 - 20:18 piątek, 18 września 2009 | linkuj
Zobaczysz że za kilka lat setka bedzie u Ciebie 3 razy w tygodniu:D najważniejsze to mieć ze sobą ze 2 czekolady z orzechami i cos smakowego do picia.
Każdy chyba takie cos przeżył...
...wspomnienia pierwszej setki ehhh kundello21 - 20:18 piątek, 18 września 2009 | linkuj
Gratulacje rekordu. Też kiedyś jeździłem setki na takim rowerze z gatunku "zwykłych", aż się łezka w oku kręci. A z tym zaproszeniem to mi się źle kliknęło i nie wiem jak anulować.
Petroslavrz - 07:43 piątek, 18 września 2009 | linkuj
Komentuj