blog rowerowy

informacje

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

2009

button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(6)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy sastre19.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:1167.60 km (w terenie 86.00 km; 7.37%)
Czas w ruchu:53:12
Średnia prędkość:20.16 km/h
Maksymalna prędkość:47.60 km/h
Suma podjazdów:3890 m
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:116.76 km i 5h 54m
Więcej statystyk

Wirty

Sobota, 27 sierpnia 2011 Kategoria 50-100, w towarzystwie
Km: 95.00 Km teren: 5.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 43.00 Temperatura: 32.0°C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 470m Sprzęt: Kellys Axis Aktywność: Jazda na rowerze
Wygląda na to, że mieliśmy do czynienia z najgorętszym dniem lata i zarazem chyba ostatnim jego dniem. Mimo upalnej pogody na zbiórkę przyjechało nas czworo, ale zjawili się także kontuzjowani w cywilu by nas wesprzeć duchowo ;). Mimo silnego wiatru jechało się wyśmienicie. Upał wcale mi nie przeszkadzał. Po tak badziewiastym lecie mam taki niedobór słońca, że mógłbym jechać w takiej pogodzie 2 tygodnie bez przerwy. Pojechaliśmy wykąpać się w Jeziorze Borzechowskim oraz odwiedzić Arboretum w Wirtach. Wjechaliśmy od strony jeziora, więc nie zapłaciliśmy za bilety. Zresztą z rowerami podobno i tak nie wpuszczają. Znaleźliśmy płot przez który przenieśliśmy rowery, a potem sami przez niego przeszliśmy. Szkoda, że dopiero później pomyśleliśmy żeby zrobić zdjęcia. Do tej pory nie mogłem sobie wyobrazić 70-latka skaczącego przez płot ;P Dalej już bez większych przygód wróciliśmy do domu.
Koniec urlopu jak najbardziej udany.

Borówno

Czwartek, 25 sierpnia 2011 Kategoria 50-100, w towarzystwie
Km: 82.30 Km teren: 10.00 Czas: 04:19 km/h: 19.07
Pr. maks.: 42.00 Temperatura: 26.0°C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 350m Sprzęt: Kellys Axis Aktywność: Jazda na rowerze
Znów jechaliśmy w czwórkę z tym, że pana Tomka zastąpił Patryk. Pojechaliśmy nad Jezioro Wielkie Borówno żeby się wykąpać, być może to ostatni raz w tym roku. Od ostatniego razu, gdy tam byłem, a było to 12 lat temu, sporo się pozmieniało. Przede wszystkim zrobili ścieżkę rowerową, od Bolesławowa aż do samego jeziora. Dziwie się, że nigdy wcześniej tam nie byłem na rowerze. Za rok trzeba będzie to nadrobić. Popływaliśmy jakąś godzinkę i trzeba było wracać. Po drodze wstąpiliśmy na kawę do córki pana Marka. Kilka kilometrów przed Tczewem złapałem kapcia. Zawsze jak już go łapie to przed samym domem, nigdy w środku trasy ;)
Z dniem dzisiejszym zrealizowałem swój cel na ten miesiąc, czyli przekroczenie 1000 kilometrów w ciągu miesiąca. Jak się okazało zrobiłem to dokładnie w 22 dni. Do końca sierpnia pewnie jeszcze trochę wyśrubuje ten wynik.

Żuławy

Wtorek, 23 sierpnia 2011 Kategoria 50-100, sam
Km: 88.10 Km teren: 0.00 Czas: 03:38 km/h: 24.25
Pr. maks.: 35.20 Temperatura: 25.0°C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 60m Sprzęt: Kellys Axis Aktywność: Jazda na rowerze
Zrobiłem sobie powtórkę trasy z zeszłego roku, która jednocześnie jest trasą maratonu mini Żuławy Wkoło. Z tą różnicą, że tym razem pojechałem właściwą trasą i przede wszystkim- w tym roku na 100% wezmę udział w maratonie. W zeszłym roku na start nie pozwoliła mi szkoła, ale w tym już wiem, że ten weekend będę miał wolny. Jeśli nawet okaże się, że będę w ten dzień miał poprawkę to walić to. Kiedyś wreszcie muszę pierwszy raz zapłacić za warunek ;) Chcę startować na dystansie 170 km, ale jeśli będzie mocno piździło to chyba zmienię na 90.
Dzisiaj jechało mi się świetnie choć muszę przyznać, że wypadałoby zaopatrzyć się w nowe spodenki i być może wygodniejsze siodełko. Jeśli mam siedzieć przez 8 godzin, a dziś mam problem z czterema to chyba nie jest dobry prognostyk. W Lisewie minąłem dwójkę rowerzystów w pełnym rynsztunku. Widać było, że jadą na luzie, a mimo to jechali 25 km/h i dosyć długo ich doganiałem. Nie chciałem się za nimi wozić, więc do Tczewa poszedł ogień. Jak ich mijałem to usłyszałem jakiś komentarz co do moich opon, ale nie wiedziałem dokładnie o co chodzi ;D

Tczew-Krynica Morska

Niedziela, 21 sierpnia 2011 Kategoria >100, w towarzystwie
Km: 149.00 Km teren: 0.00 Czas: 06:59 km/h: 21.34
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 22.0°C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 220m Sprzęt: Kellys Axis Aktywność: Jazda na rowerze
Drugi najdłuższy dystans w życiu zaraz po rekordzie ustanowionym 4 dni temu. Pogoda dopisała, więc w czwórkę wybraliśmy się do Krynicy celem kąpieli w naszym czystym i gorącym Bałtyku. Co dziwne tyłek bolał mnie bardziej niż po 10 godzinach jazdy. Może po prostu wtedy krew już przestała dochodzić i dlatego nic nie czułem ;)
Jeszcze 100 kilometrów brakuje do tysiąca, cel prawie wykonany.

200 kilometrów po raz pierwszy

Środa, 17 sierpnia 2011 Kategoria >100, sam, >200
Km: 224.90 Km teren: 10.00 Czas: 10:33 km/h: 21.32
Pr. maks.: 47.60 Temperatura: 23.0°C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 820m Sprzęt: Kellys Axis Aktywność: Jazda na rowerze
Dwieście kilometrów siedziało w mej głowie od początku roku. Czekałem tylko na urlop i odpowiednią pogodę. Jak wskazywały prognozy środa miała być idealnym dniem do jazdy na rowerze i okazało się, że rzeczywiście tak było. Prawie bezwietrznie, do tego słońce i nie za wysoka temperatura. Za cel postawiłem sobie zdobycie za jednym zamachem Świecia i Grudziądza. Miało wyjść lekko ponad 200 kilometrów, ale nie wliczyłem w to szwędania się po mieście i zgubienia drogi przed Świeciem, dlatego wyszło trochę więcej.
Wyruszyłem z domu chwilę po 5 rano. Ciężko było się rozbudzić, ale odrobina Led Zeppelin w słuchawkach od razu pomogła. Postanowiłem, że wezmę mp3 ze sobą. W perspektywie miałem kilkanaście godzin w trasie i zero towarzystwa, a dzięki muzyce czas mija trochę szybciej. Była na tyle cicha, że słyszałem każdy samochód jadący za mną. Jeszcze zanim wyjechałem z Tczewa spotkałem przy drodze kolegę z liceum. Okazało się, że chce w jeden dzień dojechać stopem do Zakopanego. Mam nadzieję, że mu się udało. Życzyliśmy sobie nawzajem powodzenia i pojechaem dalej. Z początku nie mogłem się rozkręcić, jechałem cały czas poniżej 20 na godzinę, ale od Pelplina stopniowo jechało mi się coraz luźniej. Wzorem mojej pierwszej setki, na dwusetke postanowiłem porobić trochę zdjęć żeby miec coś więcej z tego niż ból kolan. Jakość pewnie tragiczna, ale tak to jest jak zdjęcia trzeba robić kalkulatorem ;)


Katedra w Pelplinie o świcie

Pierwszy, krótki postój zrobiłem w Skórczu. Od tamtej pory wkroczyłem w całkowicie nieznane mi tereny. Zdałem sobie sprawę, że teraz już wszystko jest tylko w mojej głowie. Do Warlubia prawie cały czas przez las. Za Warlubiem się trochę pogubiłem. Okazało się, że wbrew temu co pokazują google, nie wszystkie drogi w tych rejonach są asfaltowe. Pojechałem przez las, ale postanowiłem, że wrócę i spytam się kogoś o drogę. W Buśni pod sklepem znalazłem dwóch raczących się tutejszymi specjałami panów, którzy wytłumaczyli mi jak lasem dotrzeć do Jeżewa.

Niewielki próg skalny w korycie potoku, płynącego przez Buśnię.

Dojechałem do Jeżewa, a stamtąd już prosto do Świecia. Nie do końca pojechałem planowaną trasą to też w Świeciu zamiast 105 kilometrów miałem już wykręcone 115. Trochę się pokręciłem po mieście, robiąc kilka zdjęć i wyruszyłem na poszukiwanie drogi do Grudziądza.

Wreszcie Świecie.


Kościół pod wezwaniem św. Andrzeja Boboli w Świeciu.


Tablica upamiętniająca, zesłanych na Syberię mieszkańców Świecia.


Kościół farny w Świeciu, kórego budowa rozpoczęła się w XV wieku i trwała ok. 100 lat.


Zamek krzyżacki w Świeciu


Kellys na tle zamku

Na drodze ze Świecia do Grudziądza znajduje się trasa szybkiego ruchu, na którą rower nie ma prawa wstępu, więc trzeba było kombinowac jak ją ominąć. Okazało się, że wzdłuż S1 biegnie dobra asfaltówka, która jednak po paru kilometrach odbija od głównej drogi. Wpieprzyłem się więc w jakąś polną drogę, która robiła się coraz węższa. Ku mojemu zdziwieniu po paru minutach znalazłem się przy DK1, w miejscowości Wiąg, gdzie można już jechać rowerem. Odetchnąłem z ulgą, że nie muszę się cofać i pojechałem dalej. Na odcinku do Dolnej Grupy bałem się jak cholera. Zwłaszcza w Nowych Marzach, gdzie jest węzeł autostrady A1. Więcej tam tirów niż osobówek. Oprócz mnie nie było tam nikogo na rowerze, a to chyba o czymś świadczy. Zakazu jazdy rowerem nie widziałem, ale gdyby był to chyba bym się nie zdziwił. Do Grudziądza dojechałem mając na liczniku prawie 150 kaemów, czyli o 20 więcej niż planowałem tam mieć. Do tego kilkanaście kilometrów walki o życie na krajowej jedynce także miałem już dość ;P Kompletnie nie chciało mi się już zwiedzać Grudziądza. Zwiedziłem jedynie Netto, gdzie zrobiłem zakupy. Szkoda bo miasto jest bardzo ładne, może kiedyś przejade się tylko do Grudziądza.
Słabo widoczna panorama Grudziądza, zrobiona z mostu na Wiśle.

Wreszcie przyszedł czas powrotu. Do Nowego dojechałem boczną drogą, oszczędzając sobie sporego odcinka DK1. W Nowem po 170 kilometrach, czekał na mnie podjazd pod ulicę Podgórną. Nazwa jak najbardziej do niej pasuje. W ogóle na podjazdach się oszczędzałem. Za to na płaskich fragmentach, do samego domu długo nie schodziłem poniżej 30 km/h. Oszczędzałem nogę na początku i przyniosło to efekty. Jak już wiedziałem, że mam prostą drogę do domu i tylko 50 kilometrów to tak mnie to zbudowało, że dojechałem już bez postojów.
Szczerze mówiąc myślałem, że będzie ciężej. Dzięki mp3 pierwsza setka zleciała mi w mgnieniu oka. Dzięki dobremu rozłożeniu sił nie miałem żadnego kryzysu. Okazało się, że 200 kilometrów to bariera tylko psychologiczna i byłem w stanie ją pokonac bez większych problemów. Jak dotarłem do domu, nie mogłem uwierzyć, że tyle przejechałem. Nie znaczy to, że było łatwo. Póki pedałowałem bolał mnie tylko tyłek, po paru godzinach dopiero poczułem jak duży był to wysiłek dla kolan. W moim odczuciu jeśli dzień będzie dłuższy i ktoś będzie mi towarzyszył 300 kilometrów jest spokojnie do machnięcia nawet przy moich obecnych możliwościach.
Życiówka poprawiona o 86 kilometrów, do tego przekroczyłem 3000 kilometrów w tym sezonie co już jest zdecydowanie moim rocznym rekordem. Przekroczyłem także rekordowe 700 kilometrów w miesiącu i brakuje mi niecałych 300 do planowanego 1000 w ciągu miesiaca. Przewyższenie ponad 800 metrów to także mój nowy rekord. Teren był raczej płaski, ale ilość kilometrów złożyła się na to, że wyszło tego sporo. Okazało się zarazem, że jest to mój wpis na bikestats numer 100. Nie planowałem tego, ale tak się akurat złożyło. Niektórzy mają tyle wpisów w 3 miesiące, mi zajęło to ponad 2 lata ;D Ważne, że ciągle wciagam się w rowerowanie, jeżdżę coraz częściej i dłużej. Dzisiejszego poczucia dumy z siebie już nigdy nie zapomnę. Strach pomyśleć co bedzie za kilka lat.

Tczew-Kwidzyn

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 Kategoria >100, w towarzystwie
Km: 121.50 Km teren: 3.00 Czas: 06:13 km/h: 19.54
Pr. maks.: 44.60 Temperatura: 18.0°C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 310m Sprzęt: Kellys Axis Aktywność: Jazda na rowerze
Na skutek nieporozumienia, na zbiórce stawiło się nas tylko trzech. Ja, Przemek i pan Tomek. Nie wiem jak to się stało, ale byłem przekonany, że ustawiliśmy się na 9 rano. W każdym bądź razie ja się tak zdeklarowałem. Po chwili zastanowienia pojechaliśmy do Kwidzyna. Bardzo przyjemna trasa, cały czas płasko, a samochodów praktycznie nie było. Przed samym Kwidzynem tylko jedna górka, oczywiście zaatakowana przeze mnie ;) W mieście oprócz zamku nie ma nic ciekawego, choć trzeba przyznać, że zamek robi wrażenie. Ważne, że mogę odhaczyć kolejne miasto, w którym do tej pory nie byłem. Dzisiaj mały serwis, a jutro atak na 200 kilometrów.

Turystyczna sobota

Sobota, 13 sierpnia 2011 Kategoria 50-100, w towarzystwie
Km: 92.30 Km teren: 0.00 Czas: 05:00 km/h: 18.46
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 18.0°C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 380m Sprzęt: Kellys Axis Aktywność: Jazda na rowerze
Czyli standardowy punkt programu. Pojechaliśmy do Gniewa na inscenizację bitwy z 1626 roku. Wcześniej odwiedziliśmy Pelplin, gdzie wdrapałem się na Górę Jana Pawła II. Tak krótki podjazd, a ile radochy ;P Akurat jak dojechaliśmy do Gniewa zaczęła się ulewa, która w mniejszym lub większym stopniu towarzyszyła nam już do końca wycieczki. Gdy się trochę uspokoiła, wyruszyliśmy do domu Doliną Walichnowską. Drogi są tam fatalnej jakości to też po deszczu, w dziurach zebrało się dużo wody, tworząc wielkie kałuże. No i jeden kierowca oblał mnie ścianą wody także zrobiło się jeszcze bardziej rześko :) Dzisiaj było nas sześciu mimo niepewnej pogody. Co cieszy, coraz wiecej młodzieży pojawia się na wyjazdach. No i najważniejsze, muszę sobie kupić normalne błotniki bo nie chce mi się co wyjazd prać kurtki i torby.


XIV Kociewsko-Borowiacki Rajd Rowerowy- dzień II

Niedziela, 7 sierpnia 2011 Kategoria 50-100, eventy, w towarzystwie
Km: 90.00 Km teren: 15.00 Czas: 04:40 km/h: 19.29
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 370m Sprzęt: Kellys Axis Aktywność: Jazda na rowerze
Drugiego dnia mieliśmy do pokonania tylko 40 kilometrów, więc niestety szybko zleciało. Odziwo dobrze jechało mi się po piasku. Oczywiście dalej mną rzucało, ale miałem nad tym dużo większą kontrolę niż dzień wcześniej. Nawet mi się trochę spodobał teren. Może warto zainwestować w jakiś używany sprzęt na terenowych oponach. Pod koniec, już na asfalcie atakowałem każdy podjazd. Turystyka turystyką, ale w nogi też coś musi pójść ;) Na mecie się rozpadało, rozważaliśmy nawet powrót pociągiem, ale żal mi było 50 kilometrów, które można było jeszcze zrobić. Po 10 minutach deszcz się uspokoił i pojechaliśmy do domu. W Rokocinie defekt miał pan Andrzej. Na szczęście tym razem nic poważnego bo tylko przebita dętka. Ja zgubiłem za to drugą zaślepke od rogów, więc teraz nie mam ich już wcale. Dojechałem do domu po 17, brudny, przemoczony i choć to dziwne dosyć zmęczony. Jak wrzuciłem wszystkie moje rzeczy z rajdu do pralki to zajęły prawie cały bęben ;P
Parę słów podsumowania. Jak w piątek wróciłem styrany z pracy to nie bardzo chciało mi się jechać na rajd, ale się przemogłem i teraz nie żałuje bo było świetnie. Atmosfera była znakomita, a niektórzy uczestnicy rajdu są niezniszczalni ;P Nie widziałem jeszcze żeby ktoś pił piwo na każdym przystanku, a potem odstawiał wszystkich na trasie. Nieźle się uśmiałem przez te 2 dni. Rajd był całkowicie darmowy, a najadłem się do bólu. Prawie na każdym postoju jakiś poczęstunek plus obiad w zajeździe i następnego dnia pyszny bigos na śniadanie. Chyba u siebie w domu bym się tak nie najadł. Co prawda nocleg nie był najlepszy, ale podobno za rok będziemy spać w Kaliskach, gdzie ma być lepiej. Nie mógłbym tak jeździć co tydzień, ale raz na jakiś czas taki rajd to świetna sprawa. Jeśli będe miał taką możliwość to za rok też jadę.

XIV Kociewsko-Borowiacki Rajd Rowerowy- dzień I

Sobota, 6 sierpnia 2011 Kategoria >100, eventy, w towarzystwie
Km: 120.00 Km teren: 40.00 Czas: 07:20 km/h: 16.36
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 510m Sprzęt: Kellys Axis Aktywność: Jazda na rowerze
Rok temu obudziłem się, spojrzałem za okno i... poszedłem dalej spać. W tym roku pogoda miała być dużo gorsza, ale mimo to wstałem o 6 rano, spakowałem się i pojechałem. Oprócz mnie na rajd zdecydował się tylko pan Andrzej. Reszta jak się później okazało pojechała do Kwidzyna. Do Kalisk jechaliśmy spokojnie, zajechaliśmy około pół godziny przed rajdem. Po drodze mineliśmy jednego rowerzystę, który potem okazał się jedną z gwiazd całego rajdu ;D. Na starcie zebrało się ponad 80 osób. Każdy dostał mapki, kamizelki odblaskowe i przypinki. Przez długi czas jechaliśmy asfaltem czym się trochę zdziwiłem, ale i ucieszyłem bo w terenie jeżdżę mniej więcej tak jak słoń na łyżwach. Za to druga część pierwszego etapu to cały czas głęboki piach i koleiny po ciągnikach. Strasznie się męczyłem na moich cienkich oponach. Jak już się zatrzymywałem to potem nie mogłem z tego piachu wystartować, dlatego sporą część tego odcinka przeszedłem pieszo. Do Osieka dojechaliśmy z lekkim opóźnieniem bo jak się okazało przejechaliśmy kilkanaście kilometrów więcej niż zaplanowano. W sumie nawet dobrze, że tak się stało, dodatkowych kilometrów nigdy dość. W Osieku zaliczyłem kąpiel w jeziorze, mieliśmy też ognisko oraz nocny koncert szantów także współczułem mieszkańcom ;P Noc spędziliśmy w starej szkole w Osieku. Szczytem luksusu bym tego nie nazwał, ale po tak intensywnym dniu w ogóle mi nie przeszkadzał brak ciepłej wody, prysznica i chrapiący sąsiedzi :)

Tczew-Gniew-Skórcz-Starogard Gdański

Środa, 3 sierpnia 2011 Kategoria >100, sam, w towarzystwie
Km: 104.50 Km teren: 3.00 Czas: 04:30 km/h: 23.22
Pr. maks.: 43.70 Temperatura: 25.0°C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 400m Sprzęt: Kellys Axis Aktywność: Jazda na rowerze
Żeby udanie rozpocząć mój planowany, rekordowy miesiąc trzeba było wykorzystać wolny dzień w pracy i zrobić jakąś setkę. Jednak podstawowym celem na dziś było zaliczenie górki w Ciepłem (czy jak to tam się odmienia), o którym słyszałem dużo ciepłego ;D. W Międzyłężu spotkałem pana Stasia z kolegą, więc była okazja żeby trochę pogadać i uspokoić tętno. W Polskim Gronowie się pożegnaliśmy i dalej jechałem już sam. Podjazd rzeczywiście zrobił wrażenie jak go zobaczyłem, ale nie zmusił mnie do wielkiego wysiłku. Przede wszystkim był krótki, chociaż jak na te tereny dość stromy. Wydaje mi się jednak, że jakbym pojechał w góry to wymiękłbym na pierwszym lepszym wzniesieniu już po 2-3 kilometrach. Lubię podjazdy, ale 200-metrowe ;P
W Skórczu zrobiłem sobie pierwszy postój, drugi w Starogardzie, więc znów udało się przejechać 100 kilometrów na dwóch pit-stopach. Jest coraz lepiej, ale pod koniec już tak noga nie podawała jak na początku. Jednak póki co mam dość ograniczone możliwosci. Powoli zaczynam jeździć trochę szybciej, ale bez treningu postęp ciągle będzie niewielki. Za trening się pewnie nie wezmę bo jestem zbyt leniwy i wydaje mi się, że gdybym go zaczął to straciłbym radość z jazdy. Narazie cieszę się, że samotnie jeżdżę średnio 2 kilometry na godzinę szybciej niż rok temu.
Dziś w mej głowie pojawił się misterny plan. W weekend jadę do Kalisk na 2-dniowy rajd rowerowy, podczas którego przejadę ok. 200 kilometrów. Za tydzień w środę wolne, a w sobotę pewnie znów sekcja turystyczna. Jeśli wszystko dobrze się ułoży to do urlopu będę miał już 500 kilometrów na liczniku. Na urlopie zamierzam zaatakować 200 kilometrów plus pewnie jeszcze kilka, krótszych wycieczek. Pojawia się, więc szansa żeby przejechać w jeden miesiąc 1000 kilometrów. Dotychczasowy rekord to 650 kilometrów i zrobiłem go raczej nieświadomie, bez wielkiego wysiłku. Tym razem wreszcie postawiłem sobie ambitny cel i zależy mi na jego wykonaniu. Pierwszy krok już zrobiony, jeszcze tylko 900 kilometrów :)

kategorie bloga

Moje rowery

Kellys Axis 12624 km

szukaj

archiwum