Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2009
Dystans całkowity: | 274.86 km (w terenie 9.00 km; 3.27%) |
Czas w ruchu: | 14:59 |
Średnia prędkość: | 18.34 km/h |
Maksymalna prędkość: | 42.50 km/h |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 68.72 km i 3h 44m |
Więcej statystyk |
Tczew-Pruszcz Gdański
Niedziela, 20 września 2009 Kategoria 0-50, sam
Km: | 48.07 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:23 | km/h: | 20.17 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przez robote nie miałem czasu żeby wpisać wcześniej. I szczerze mówiąc już niewiele pamietam z wyjazdu. Wiem, że było parę dni po moim rekordzie i postanowiłem zrobić coś lżejszego i jednocześnie pojechać gdzieś gdzie jeszcze nie byłem. Na trasie nie ciekawego się nie działo. Jako, że niedługo zaczynają się studia i od poniedziałku mam pracę pewnie była to jedna z ostatnich wycieczek w tym roku, ale mam nadzieję, ze nie ostatnia :)
Wreszcie "setka"
Czwartek, 17 września 2009 Kategoria >100, sam
Km: | 102.58 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:46 | km/h: | 17.79 |
Pr. maks.: | 42.50 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Długo się przymierzałem do tego rekordu i wkońcu pękł. Dramatyzmu tutaj nie będzie. Na nieśmiertelne pytanie Sebastiana Szczęsnego- "Czy dojadą?" od razu odpowiem- tak dojechałem. Z domu wyjechałem o 6:55 i od razu zacząłem żałować, że nie mam rękawiczek bo licznik pokazywał tylko kilka stopni Celsjusza. Co do samej trasy to wybór mógł być tylko jeden- jedziemy "jedynką" :D Dobry asfalt i jak mi się wydawało płaska trasa. Czas to później zweryfikował. Jako, że wycieczka wyjątkowa, postanowiłem chociaż w niewielkim stopniu ją udokumentować. I tak oto zdjęcie złomu, na którym dokonałem wielkeigo jak dla mnie czynu podczas pierwszego postoju w Rudnie.
Tempo nie było zawrotne bo nauczony poprzednimi wypadami wiedziałem, że zbyt szybko nie mogę jechać. W Gniewie zaczyna się fragment trasy przez który jeszcze nie jechałem. I okazuje się, że nie jest aż tak płasko jak w pierwszej części trasy. Cały czas zjazdy i podjazdy. Wiedziałem, ze w drodze powrotnej będzie ciężko. Ale o tym w dalszej części. Na kolejnych postojach odnotowałem międzyczasy na 5:30, 5:17, ale oczywiście taki czas na mecie byłby marzeniem. Wreszcie dojechałem do punktu docelowego, oddalonego od mojego domu o jakieś 51km czyli do Bochlina. Tym samym prezes spędził kilka minut w województwie Kujawsko-Pomorskim.
Czas to 2 godziny i 43 minuty czylli międzyczas na 5:26. No to teraz czas na powrót :P Zatrzymałem się na kilkanaście minut w pobliskim zajeździe. Potem wyruszyłem w drogę powrotną i tutaj zaczynają się schody. Nie dość, że wiatr ciągle wiał w twarz(chociaż nie zawsze był mocny) to wydawało mi się, że ciągle jadę pod górę. Myślałem tylko "Aby do Gniewu, potem będzie z górki". Dotarłem do Gniewu i przypomniałem sobie o bardzo szybkich zjazdach, które wcześniej pokonałem. Teraz pod te zjazdy trzeba było wjechać. Dwa masakryczne podjazdy w Gniewie pod rząd, na których momentami jechałem 12km/h. Mimo to przy postoju za Gniewem zauważyłem, ze jadę na wynik 5:14. Potem było już tylko gorzej. Już w Gniewiem zacząłem "czuć" kolana, ale ostatnie 25 kilometrów do domu było katorgą. Wlokłem się 16-17km/h po płaskim, a z górki niewiele ponad 25. W Subkowach zatrzymałem się n moment w cukierni i wydawało mi się, że siły wracają, ale 500 metrów dalej wszystko wróciło do normy. Jeszcze wcześniej bo w Rudnie zatrzymałem się i położyłem na trawie. Wszyscy kierowcy się na mnie gapili, ale żaden się nawet na chwilę nie zatrzymał. Wreszcie pokonałem rondo w Czarlinie i do domu miałem jeszcze 6 kilometrów. Nigdy wcześniej nie cieszyłem się tak na ten widok:
Jeszcze zebrałem resztę sił i pognałem już swoim zwykłym tempem do mety. Jakoś dojechałem do domu, brudny, zmęczony, obolały, ale przede wszystkim dumny z siebie. Przez ostatnie kilometry czas okazał się słabszy niż zakładałem, ale nie o to chodziło. 100 kilometrów nie było moim celem na ten sezon, ale udało mi się go osiągnąć po 4 miesiacach jazdy. To daje jeszcze większego kopa do jeżdżenia i kupna normalnego sprzętu.
PS: Suma przewyższeń łącznie wyszła ponad 300 metrów czyli dwa razy więcej niż moja wcześniejsza, najtrudniejsza trasa. Po drodze było parę ładnych widoczków, ale nie jestem Krzysztofem Wyrzykowskim zeby wszystko opisywać :D
Tempo nie było zawrotne bo nauczony poprzednimi wypadami wiedziałem, że zbyt szybko nie mogę jechać. W Gniewie zaczyna się fragment trasy przez który jeszcze nie jechałem. I okazuje się, że nie jest aż tak płasko jak w pierwszej części trasy. Cały czas zjazdy i podjazdy. Wiedziałem, ze w drodze powrotnej będzie ciężko. Ale o tym w dalszej części. Na kolejnych postojach odnotowałem międzyczasy na 5:30, 5:17, ale oczywiście taki czas na mecie byłby marzeniem. Wreszcie dojechałem do punktu docelowego, oddalonego od mojego domu o jakieś 51km czyli do Bochlina. Tym samym prezes spędził kilka minut w województwie Kujawsko-Pomorskim.
Czas to 2 godziny i 43 minuty czylli międzyczas na 5:26. No to teraz czas na powrót :P Zatrzymałem się na kilkanaście minut w pobliskim zajeździe. Potem wyruszyłem w drogę powrotną i tutaj zaczynają się schody. Nie dość, że wiatr ciągle wiał w twarz(chociaż nie zawsze był mocny) to wydawało mi się, że ciągle jadę pod górę. Myślałem tylko "Aby do Gniewu, potem będzie z górki". Dotarłem do Gniewu i przypomniałem sobie o bardzo szybkich zjazdach, które wcześniej pokonałem. Teraz pod te zjazdy trzeba było wjechać. Dwa masakryczne podjazdy w Gniewie pod rząd, na których momentami jechałem 12km/h. Mimo to przy postoju za Gniewem zauważyłem, ze jadę na wynik 5:14. Potem było już tylko gorzej. Już w Gniewiem zacząłem "czuć" kolana, ale ostatnie 25 kilometrów do domu było katorgą. Wlokłem się 16-17km/h po płaskim, a z górki niewiele ponad 25. W Subkowach zatrzymałem się n moment w cukierni i wydawało mi się, że siły wracają, ale 500 metrów dalej wszystko wróciło do normy. Jeszcze wcześniej bo w Rudnie zatrzymałem się i położyłem na trawie. Wszyscy kierowcy się na mnie gapili, ale żaden się nawet na chwilę nie zatrzymał. Wreszcie pokonałem rondo w Czarlinie i do domu miałem jeszcze 6 kilometrów. Nigdy wcześniej nie cieszyłem się tak na ten widok:
Jeszcze zebrałem resztę sił i pognałem już swoim zwykłym tempem do mety. Jakoś dojechałem do domu, brudny, zmęczony, obolały, ale przede wszystkim dumny z siebie. Przez ostatnie kilometry czas okazał się słabszy niż zakładałem, ale nie o to chodziło. 100 kilometrów nie było moim celem na ten sezon, ale udało mi się go osiągnąć po 4 miesiacach jazdy. To daje jeszcze większego kopa do jeżdżenia i kupna normalnego sprzętu.
PS: Suma przewyższeń łącznie wyszła ponad 300 metrów czyli dwa razy więcej niż moja wcześniejsza, najtrudniejsza trasa. Po drodze było parę ładnych widoczków, ale nie jestem Krzysztofem Wyrzykowskim zeby wszystko opisywać :D
Tczew-Nowy Staw
Środa, 9 września 2009 Kategoria 0-50, sam
Km: | 47.21 | Km teren: | 1.00 | Czas: | 02:37 | km/h: | 18.04 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Najkrótsza wycieczka od przeszło miesiąca, ale nie jeździłem ponad tydzień, więc o biciu rekordów nie było mowy. Dzisiaj chciałem jechać spokojnie, ale równo tak żeby pod koniec nie mieć kryzysu tak jak w ostatnich wyjazdach. Dlatego średnia słaba co dodatkowo było spowodowane niezliczoną ilością dziur na szosie przez które większej prędkości nie dało się uzyskać. Trzeba też pomyśleć o nasmarowaniu łańcucha bo w drugiej części trasy trzeszczał niemiłosiernie. Od sierpnia planuję pokonać setkę, ale droga, którą miałem tego dokonać jest obecnie remontowana i dopiero po 15 wrześnie będzie można tam swobodnie przejechać.
Przetarcie przed planowaną setką
Wtorek, 1 września 2009 Kategoria 50-100, sam
Km: | 77.00 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 04:13 | km/h: | 18.26 |
Pr. maks.: | 32.10 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przed planowanym od jakiegoś czasu atakiem na "setkę" chciałem sprawdzić się jadąc z Tczewa do Sztumu. I szczerze mówiąc teraz nie jestem przekonany czy mam próbować. Oczywiście zamiast ustalić równe, słabsze tempo na całej trasie prezes grzeje do przodu jak opętany, a w połowie trasy bolą go kolana. Co do samej trasy to od początku, do mostu knybawskiego zrobiłem sobie małe MTB przez Knybawę i Bałdowo. Potem zjazd w stronę Mątowy Wielkiej i zaczyna się to co lubię najbardziej czyli poznawanie nowych tras. Na pierwszych kilomtrach świeżo wyremonotowana droga i jechało się bez żadnych kłopotów. Po pewnym czasie zaczyna się szuter i tak do samego lasu Mątowskiego. Następnie wjazd do Piekła i zaczyna się to czego bałem się najbardziej czyli podjazd w Białej Górze. Z tego co pokazała mi mapa 3km bez przerwy pod górę i przez prawie kilometr 3% nachylenia, a jak już wspominałem w innych wpisach góral ze mnie taki jak ze Szmyda czasowiec albo i gorzej :) Ale nic podjazd przejechany i dalej przez las aż do Sztumu. Wtedy wyzerował mi się licznik i straciłem wszystkie dane przez co czas i długość podaje nieco orientacyjnie, ale myślę, że mniej więcej się zgadza. W drodze powrotnej cały czas dokuczał mi ból kolan, który w okolicach mostu stał się tak nieznośny, że jechałem 15km/h. Jakoś się doczłapałem do domu, ale wątpie żeby było mnie stać w tym miesiącu na atak na pierwsze 100km. Średnia na trasie była beznadziejna. Głównie przez złe rozłożenie sił bo myślę, że nawet w takiej formie pojechał bym to szybciej.