Po dwóch dniach chodzenia po górach wreszcie jakieś kilometry na rowerze. Pojechałem trochę się pokręcić po okolicy i sprawdzić nogę na prawdziwych podjazdach. Największy problem jest taki, że jedyna droga do naszej chaty wiedzie prawie 10-kilometrowym podjazdem, więc gdzie nie pojadę, muszę wracać pod górę. Zjechałem sobie do miasta ze średnią 35 km/h na godzinę, a potem powrót podobną trasą. Na niecałych 10 kilometrach ponad 300 metrów przewyższenia, a tylko raz się zatrzymałem. Nieźle jak na górala nizinnego ;P